Samurai X - The Movie,Rurouni Kenshin - Requiem for Patriots
Wiele razy w recenzjach wspominałem, iż temat Ninja i Samurajów to jeden z moich ulubionych gatunków anime. Tym chętniej zasiadałem do oglądania filmu pełnometrażowego "Samurai X" (lub "Rurouni Kenshin"). Sam tytuł to przede wszystkim seria anime - dobra seria jak wynika z opinii tych, co oglądali, ja niestety nie miałem przyjemności się z nią zapoznać. No ale skoro wpadł mi w ręce "Samurai X - The Motion Picture" - obowiązkiem było się z nim zapoznać :) Czas akcji to eksploatowany w wielu anime o tej tematyce schyłek rządów Szogunatu Tokugawa - okres tzw. "Bakumatsu" (12-sty rok ery Meiji, XIX-wieczna Japonia - to tak dla potencjalnych zainteresowanych). Był to czas różnych rebelii, buntów i krwawych starć. Jedną z takich historii jest opowieść zawarta w pełnometrażowym filmie "Samurai X".
Film zaczyna się rewelacyjnie, wymarzony początek w postaci dość mrocznego prologu rzucił mnie wręcz na kolana. Podczas oglądania tego fragmentu widz ma wrażenie, że szykuje się doskonały film o krwawych pojedynkach klanów Samurajów. W rzeczy samej jest trochę inaczej. Po niesamowicie dobrym początku twórcy serwują nam zwolnienie akcji. Tak naprawdę widz będzie świadkiem dramatycznej historii (może czasami zbyt dramatycznej) przemieszanej z wątkiem politycznym, a konkretnie chodzi o rebelię z Samurajami na czele. Grupka naszych głównych bohaterów przybywa do Yokohamy. Tam główny bohater - Kenshin - poznaje innego, znakomicie wyszkolonego Samuraja. Po powrocie do Tokyo postacie znów się spotykają, jednak Kenshin z początku nie wie, iż niedawno poznany wojownik w dość znaczącym stopniu związany jest z jego mroczną przeszłością, a do tego planuje rebelię - w słusznej sprawie rzecz jasna. Mimo iż ta tragiczna historia jest naprawdę ciekawa, to można zaryzykować stwierdzenie, iż twórcy wpadli we własną pułapkę rozmachu fabuły. Dobrym posunięciem jest zapoznanie się z całą serią, przed lub po obejrzeniu filmu pełnometrażowego - aby lepiej poznać świat przedstawiony w "Samurai X", lepiej wczuć się w klimat, bardziej oswoić się z wydarzeniami i bohaterami. Bez tego film może wydać się nieco chaotyczny i zbyt "szybki" - wszak w 90-ciu minutach upchnięto dość rozbudowaną i skomplikowaną opowieść. Nie błahą i nie głupią, wręcz przeciwnie - twórcy poruszyli tutaj ważny wątek, zmuszający potencjalnych widzów do pewnych refleksji.
Film składa się jakby z dwóch części - jedna to wydarzenia aktualne, przedstawione w żywych, soczystych barwach, druga część to wmieszane tu i ówdzie (oraz prolog) wspomnienia bohaterów filmu. Retrospekcje przedstawione zostały w znacznie ciemniejszych, ponurych, stonowanych barwach. I to właśnie te retrospekcje stanowią zdecydowanie najlepszy element filmu. Właściwie jest to tylko jedno wspomnienie widziane z kilku różnych ujęć, a dość często pojawiające się w filmie. Monotonii na szczęście uniknięto - dzięki zróżnicowaniu przedstawienia wspominanego wydarzenia. Szczerze mówiąc kontrast między tymi barwami i wydarzeniami jest dość spory - poczynając od rysunków i może nawet zabiegów animacyjnych - kończąc na zachowaniu się postaci. I o ile normalnie przez film przewija się od czasu do czasu nutka charakterystycznego japońskiego humoru, tak we wspomnianych retrospekcjach i w drugiej połowie obrazu możemy o humorze całkowicie zapomnieć. Dominuje tutaj śmiertelna powaga - wszak cel i działania rebelii to sprawa wagi narodowej. Smutek, tragedia, dramat - te trzy uczucia dominują w "Samurai X - The Motion Picture". I jak już wspomniałem w poprzednim akapicie - wydaje mi się, że miejscami film jest trochę przedramatyzowany. Ale to takie moje subiektywne odczucie. Ja w ogóle preferowałbym film w takim stylu i w takich barwach, jak wspomniane retrospekcje. Wtedy byłbym w pełni usatysfakcjonowany.
Wykonanie techniczne - ba, dobre rzecz jasna - inaczej być nie może. Przecież to w końcu anime :) Podczas walk i starć występują charakterystyczne cięcia i uproszczenia animacji, przez co wzrasta atrakcyjność oglądanych akcji. Wszystko dzieje się szybko, bez zbędnych dłużyzn - mamy do czynienia z akcją tzw. konkretną. Postacie są dobrze nakreślone, krwiste, charakterystyczne. Szczególnie główny bohater, z blizną w kształcie litery "X" na policzku (nota bene Kenshin - bo o nim mowa - przypomina trochę kobietę :) Stało się już niemal tradycją, że po raz kolejny w pewien sposób urzekła mnie muzyka z anime. Partytura słyszalna podczas "Samurai X - The Motion Picture" to przepiękna melodia z pięknym motywem przewodnim, całość równie dramatyczna i smutna co wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Nie wiem, czy aż tak bardzo kocham muzykę filmową i tak bardzo lubię gatunek japońskiej animacji, czy anime posiadają naprawdę znikomy procent średnich lub słabych ścieżek dźwiękowych...? Skuszę się i powiem, że zarówno jedno jak i drugie. Pozostaje ocena końcowa. Początkowe wrażenia - mieszane. Po powtórnym obejrzeniu filmu - było już lepiej (szczególnie po kilkukrotnie obejrzanym prologu :) Mieszane uczucia wywołują u mnie pewne obiekcje, które opisałem w powyższej recenzji. Ale da się przeżyć, anime to jako całość jest naprawdę niezłe, a dzięki kilku naprawdę genialnym fragmentom i świetnym scenom jestem skłonny ostatecznie wystawić "siódemkę". Jest on specjalnie warty zainteresowania.